wtorek, 10 maja 2011

Lucky???

Szczęściarz??? 
To się dopiero okaże. Póki co fuks mu  się skończył. Został bez pardonu porzucony (jak wiele innych zwierząt) przez swojego "pana".
Pan to za dużo powiedziane - przez kretyna bez sumienia, przez idiotę, który spokojnie śpi w sowim łóżku i nie musi patrzeć tej psinie w oczy, przez bezmózgowca który pewnie ma już nową żywą zabaweczkę, którą porzuci za jakiś czas!!!
O losie, dlaczego nie grzmisz i nie razisz piorunem takich łobuzów - dlaczego??!!

Psiaczek jest słodki, ale żeby się o tym przekonać musi pokonać strach. Do mnie otworzył się za drugim razem, gdy przyszłam z jedzeniem i piciem. Początkowo pozwalał sobie podawać jedzenie,  gdy mu spadło w głęboką trawę, później podszedł żeby go pogłaskać, kolejnym krokiem było przytulanie pyszczka i na koniec wywalenie brzucha do głaskania (trzeba uważać, bo posikuje z radości,a  fontanna jest niekiepska):-))) Jest rozkosznym młodym samcem, ma około 3- 4 latka i chęć do życia. Pragnie być czyjś!!! Zaczyna za mną odchodzić  z parkingu, na którym wiele godzin dziennie czeka na swojego człowieka. Bacznie obserwuje kto podjeżdża samochodem - może ten ktoś uchyli drzwi i go zbierze ze sobą, do dobrego domu na zawsze.....
W przytulisku nie miejsca dla tej przylepy, a nie wiem jak długo będzie bezpieczny żyjąc na skraju lasu.
Błagam o pomoc w znalezieniu dobrych ludzi, którzy dadzą schronienie tej biedulce, może ktoś choć tymczasowo da mu dach nad głową i opiekę, do czasu znalezienia odpowiedniej rodziny na stałe.

Chodzę do niego dwa razy dziennie - to za mało, ale wiem że on się do mnie przywiązuję, że daję mu nadzieję i serce mi pęka gdy  muszę od niego odejść - gdybyście widzieli te radosne podskoki gdy za mną biegnie w przekonaniu że idziemy do domu, gdybyście widzieli to spojrzenie pełne smutku gdy dociera do niego, że on musi zostać .....
Nikomu nie życzę bezsilności, która choć różnych spraw dotyczy i różne ma oblicza, zawsze zwala z nóg tak samo...
Zwyczajnie proszę o pomoc, nie dla siebie, ale tej psinki. Czasu mamy mało - Lucky zacznie wędrować i czy sobie poradzi zależy teraz od nas.

środa, 23 marca 2011

Los mało łaskawy? Człowiek mało łaskawy!!


To nasze dwie rezydentki: Hera (z lewej)  i Tercia (ona ma już dom). Patrząc na to zdjęcie mam wrażenie, że miłość i tolerancja nie zna granic i że każdy zasługuje na swoją szansę. Te dwie "panny" choć tak różne, zarówno pod względem fizycznym, jak i temperamentów znalazły wspólną płaszczyznę do porozumienia :-)
Niestety na człowieka liczyć nie mogły i obie przeszły przez piekło porzucenia. Z nich dwóch Tercia miała gorszą sytuację - została znaleziona przy ulicy w liściach, ledwo żywa z wycieńczenia, wychudzona, wychłodzona, poraniona (blizny po ranach na pyszczku i głowie zostały), serce choć udręczone nadal biło i chciało żyć. Pomimo, że nie rokowała najlepiej udało się ją wrócić do żywych, także psychicznie. Lęki ustąpiły, dawała się dotykać, głaskać i przytulać. Zaczęła także sama zaczepiać opiekunów i wolontariuszy :-)
Jej przypadek to NIESTETY jedna z wielu opowieści o cierpieniu, strachu, utracie zaufania i tym wszystkim co potrafi zafundować człowiek z tym sowim jakże mylnym mniemaniem, że jest najmądrzejszy i że wszystko mu wolno!!! Nie tędy droga! Chyba tylko człowiek potrafi znęcać się dla zabawy/przyjemności czy to fizycznie, czy to psychicznie; chyba tylko człowiek zabija nie tylko dla pożywienia czy obrony, chyba tylko człowiek knuje przeciw komuś innemu, chyba tylko człowiek bezmyślnie niszczy wszystko wokół, jakby dane mu to było na własność, bez konieczności myślenia o konsekwencjach swoich czynów. Jak kiedyś zaśpiewał zespół Metallica:....nikt nie jest samoistną wyspą......  (o ile dobrze pamiętam tekst), więc nie zapominajmy o tym, że każde nasze działanie może komuś wyrządzić krzywdę i nie należy ignorować faktu, że pokrzywdzoną stroną może być inne  żywe stworzenie, nie koniecznie homo sapiens.
Pomagajmy, kochajmy i ratujmy jeśli spotkamy istotę potrzebującą naszej opieki - nawet gdy w oczach innych mielibyśmy wyglądać śmiesznie.
NIGDY nie zapominajmy, że zwierzęta to nie rzeczy i że czują tak jak my (dziękuję programowi UWAGA za szerzenie tej myśli).

sobota, 20 listopada 2010

Idą święta,a wraz z nimi kolejne zwierzęce dramaty....



Jeszcze tylko 10 dni i listopad przejdzie do historii. Zacznie się grudzień i wielu z nas opęta zakupowo -prezentowy szał. Już teraz niektórzy z nas główkują co by tu podarować swoim bliskim, wertujemy w głowach to co przez cały rok od nich usłyszeliśmy w kwestii ich małych marzeń. Część z prezentów będzie spełnieniem oczekiwań, część jak zwykle niewypałem, niektóre zostaną porządnie przemyślane, inne zaś zostaną kupione w ostatniej chwili.
Tym nieudanym prezentem może być żywe stworzenie!

Ludzie często zapominają, że ta istota nie jest plastikową zabawką, którą gdy się już znudzi można odstawić na półkę i zasilić potężną (w wielu przypadkach) kolekcję niechcianych prezentów.
Marzeniem wielu dzieci jest mały piesek, ot taka śliczna puchata kulka. Nie ma w tym nic dziwnego i złego, ale złe jest to że rodzice ulegają tej presji i dla świętego spokoju wloką do domu to małe stworzenie bez żadnego zastanowienia.
Człowieku, ponoć jesteśmy Homo Sapiens - pomyśl więc milion razy, a jak trzeba milion i jeden raz, zanim spełnisz marzenie dziecka o posiadaniu żywego zwierzątka. Przecież nie jesteś naiwny jak Twoje dziecko i chyba masz świadomość, że to Ty za kilka dni będziesz przed pracą, po pracy, w trakcie meczu czy ulubionego serialu śmigał z tym stworkiem na spacer,a  nie Twój synek czy córcia. Przecież to Ty będziesz sprzątać bałagan jaki może Cię zaatakować w domu po powrocie  z pracy, a który będzie wynikiem dolegliwości gastrycznych podopiecznego lub jego fantazji, która go może ponieść z nudów, gdy zamkniesz go na całe godziny (mój pies zjadał z zamiłowaniem tapetę, pomimo iż miał całą armię własnych gadżetów).




Przecież ta mała kulka nie będzie takich rozmiarów przez całe życie - będzie jadła, rosła, gubiła sierść, trzeba będzie zaliczać wizyty u weterynarza, itd.
Zanim ludziska zrobicie prezent z żywego stworzenia nie zapominajcie o tym wszystkim, ani o tym że zwierzęta też czują i należy im się opieka, humanitarne traktowanie, życie bez strachu, bez bólu i bez PORZUCANIA!!!
Nie zamierzam zniechęcać do posiadania zwierząt, ale moim świątecznym marzeniem jest aby ofiarowanie im domu było sprawą przemyślaną i odpowiedzialną, bo porzucanych, mordowanych, zaniedbywanych i umierających na ulicach zwierząt mamy aż za dużo!!! Dramatem jest to, że nie da się wszystkim pomóc,a  liczba tych biedactw stale rośnie.
Nie zasilajcie więc tych zastępów zwierzęcego nieszczęścia przez własną nieodpowiedzialność i zbyt pochopnie dokonany wybór.

czwartek, 18 listopada 2010

Kapselek - ta historia nie może się źle skończyć!


Moja serdeczna przyjaciółka jest w rozpaczy, a ja bardzo chciałabym pomóc i jej i jej pupilowi. Prawdę mówiąc każde przygarniane stworzenie staje się bliskie naszym sercom i każde z nich jest naszym pupilem.
Gosieńka na początku lata 2010 roku przy szpitalu psychiatrycznym w Radomiu znalazła cudownego psiaka: ufnego, radosnego i totalnie bezbronnego. Kompletnie nie docierało do niego to, co się stało. Ktoś podjechał i jakby nigdy nic wyrzucił go..... a potem co??? Zniknął - tak zwyczajnie i bez problemu, jakby właśnie wyrzucił śmieci do kosza. Zniknął nie oglądając się za siebie, nie myśląc co może stać się z kilkumiesięcznym szczenięciem, pozostawionym samemu sobie tuż obok ulicznego zgiełku i masy samochodów jeżdżących tuż za jego plecami!
Gdy Gosia wypatrzyła to cudo, natychmiast zaczęła działać, jednak poszukiwania stałego domu nie należą do łatwych. Latem było w miarę znośnie, miejscowe psy nawet zaakceptowały Kapsla, Gosia zrobiła budę, zaszczepiła psinkę i nadal szukała nowych, dobrych opiekunów. Niestety przyszła jesień, a za progiem już czeka zima, a na poprawę losu Kapsla widoków coraz mniej.Co będzie dalej? Jak na złość buda, która miała dać schronienie przed zimnem, deszczem, mrozem zaczęła przeszkadzać niektórym ludziom i niestety trzeba było ją zdemontować.
Prośby i błagania przyniosły kilka dni temu nadzieję i radość do serc i Kapsel trafił do młodego człowieka, który zdawało się, że jest świadom faktu, że bierze psiaka który w zasadzie całe swoje dotychczasowe życie spędził na ulicy i że zamknięcie go w domu na kilka godzin samego może nie wpływać korzystnie na jego psychikę. Niestety nowy opiekun podszedł do tematu adaptacji Kapsla w nowych warunkach na zbytnim luzie i ... chce się go już pozbyć - nie daje mu szansy. Gosia musi zabrać Kapsla i tu pojawia się dramat mojej przyjaciółki i tego słodziaka ze zdjęcia...........
Co dalej? Gdzie go umieścić? Przecież nie może zostawić go znów na ulicy pod szpitalem... Schronisko jest ostatecznością .....
Ta historia nie może tak się skończyć. Koło zatoczy się, gdy to cudo znajdzie stały i dobry dom. Odetchniemy wówczas wszyscy! Czasu mamy niewiele na pomoc dla Kapsla - raptem 2 lub 3 dni.
Podajcie Kochani znajomym tę historię - może temu stworzeniu uda się pomóc....




Czy to się nigdy nie zmieni?!


Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się móc powiedzieć o naszym gatunku, że jesteśmy udani - no bo że idealni, to raczej nie ma szans. Oczywiście nie generalizuję - wszak trafiają się diamenty, co podnosi mnie na duchu. Chciałabym aby te wyjątki zaczęły stanowić regułę, a to co dzisiaj jest normą, było piętnowane i stanowiło marginesik na kartce z naszego życia.
Marzenia, marzenia, marzenia.... ale czym byłoby życie bez nich.... Pewne chińskie przysłowie mówi o tym, że czasem większym szczęściem jest niespełnione marzenie niż to, które się ziściło. Generalnie mogłabym się nawet zgodzić, ale nie w przypadku marzeń o poprawie losu i szczęściu dla zwierzaków. To marzenie niech się spełni nawet w tej sekundzie, a z pewnością będę się cieszyć do końca życia!!!
Trochę się rozpisałam, ale te przemyślenia nie są bez związku z tematem, który mnie wzburzył, a raczej zatrząsł mną jak potężny wybuch posadami świata!!!
LUDZIE do jasnej cholery, dlaczego nie potraficie pojąć, że to wy macie przewidywać i myśleć za swoich pupili w  wielu kwestiach?! Czy tak trudno jest przewidzieć, że piesek bez smyczy może pogonić za kotem, innym psem czy samochodem? Czy tak trudno jest przewidzieć konsekwencje jakie mogą mieć miejsce dla naszego pupila????
Ostatnio dowiedziałam się, że sąsiadowi zaginął pekińczyk. Czarna rozpacz w domu, plakaty, poszukiwania, ale...... Rodzinka miała dwa psiaki i oba kilka razy dziennie wyprowadzane były bez smyczy. Kiedyś zwróciłam uwagę (ot taka mam upierdliwą naturę),ale usłyszałam że one się ładnie pilnują.... Okazało się, że do czasu! Nie pierwszy raz widziałam jak biegają poza zasięgiem wzroku i głosu właścicieli, podprowadzałam je lub mówiłam opiekunom gdzie są psy, ale nic to nie dawało, one nadal biegały luzem i nagle okazuje się, że oba pobiegły w świat!!! Spanielek wrócił w nocy,a  pekińczyk nie wrócił do domu od tygodnia.
Spotkałam wprawdzie poszukiwanego  w dniu jego ucieczki i próbowałam go zagonić do domu,ale spotkałam moje małe wolontariuszki, które miały milion spraw do omówienia i psiak mi zniknął z pola widzenia. Nie przypuszczałam, że oddala się tak że już nie wróci.
Mam wyrzuty sumienia, bo gdybym wiedziała że jestem o krok od jego dramatu, pewnie inaczej bym postąpiła, a teraz psiak może od kilku dni leży gdzieś martwy... może potrącił go samochód, może poszarpały go inne psy,a  może kto wie jeszcze błąka się gdzieś w panice po lasach, głodny i przerażony.....

Kolejny raz proszę o zdrowy rozsądek, o zapobiegliwość, o prowadzanie psiaków na smyczach (nie dla mojego widzi mi się,a dla ich własnego bezpieczeństwa). Proszę kolejny raz o to i prosić będę zawsze, choć nie za każdym razem w przyjaznym tonie!!!

wtorek, 16 listopada 2010

Nienajłatwiejsze życie naszych milusińskich......


 
Dawno mnie tu nie było, ale choć czas płynie nieubłaganie moje spostrzeżenia nadal sprowadzają się w wielu przypadkach do smutnej konkluzji o nieskończoności ludzkiej głupoty, bezduszności i bezgranicznej chęci gapienia się na wszystko co wydaje się im zabawne....
W długi weekend miałam okazję odwiedzić dawno niewidziane Zakopane i ..... nic tam się nie zmieniło od mojego ostatniego pobytu jakieś 6 lat temu, nic na lepsze jak chodzi o los zwierząt (oczywiście), bo uciech dla ludzi jest od cholery i jeszcze trochę.
Ktoś powie, że puchate szczeniaki to tradycja, że muszą być w sprzedaży pod Gubałówką..... Ja rozumiem, że są chętni na małe śliczne pieski, ale czy zastanawia tych ludzi fakt w jakich warunkach trzymane są te zwierzaki, jak często rozmnażana jest suka, co za "niedźwiadek" wyrośnie z tej puchatej kulki i czy będą umieli odpowiednio zadbać o to stworzenie, gdy już przestanie cieszyć oko lub gdy zniszczy coś na podwórku.... Czy tak trudno jest zauważyć, że te psiaki są ściśnięte w kartonach, usłyszeć że piszczą ze strachu a może i głodu czy pragnienia??? Ciekawa jestem jakby zachowali się handlarze i ci durni ludzie, gdyby ich spakować w pudełka i pozwolić innym gapiom otoczyć ich szczelnym kordonem, niczym okupantowi szykującemu się do ataku...... jak czuliby się gdyby setki rozwrzeszczanych innych ludzi i piszczących z zachwytu dzieci wyciągały do nich ręce po kilka godzin na dobę.... gdyby były to ręce, które dawałby obietnicę zmiany losu na lepsze, a które później cofałyby się i znikałyby pozostawiając "eksponaty" w pudełkach na kolejne godziny tarmoszenia przez innych ciekawskich.....
Inny dramat rozgrywa sie na Krupówkach, gdzie rozliczni leserzy przy pomocy swoich podopiecznych zbierają na wino lub inne głupoty, które w efekcie mają służyć im, bo przecież nie psom, które za kilka groszy rzuconych do kapelusza wykonują "sztuczki". Oczywiście nie omieszkałam przyjrzeć się stanowi zdrowotnemu tych zwierzęcych "kuglarzy", poobserwować czy właściciele nie męczą tych psiaków, czy nie są głodne... Na szczęście kondycyjnie psy były w dobrej formie, były odżywione, były głaskane i delikatnie namawiane do wykonywania poleceń, miały swoje posłania, ale nie zmienia to faktu, że były wsadzone w tłum i hałas bez możliwości schronienia się przed tym całym rozkrzyczanym światem.
Inna tradycja, która wywołuje we mnie wkurzenienie, to bryczki i te na terenie Zakopca (czy innych turystycznych miejscowości) i te wiozące leniwców nad Morskie Oko!!!! Jak widzę upasionego młodego człowieka, który mógłby sam się przejść, tyle że nie chce mu się ruszyć (no może na kolejnego browca i porzadną michę zawlókłby to swoje cielsko - nie czepiam się puszystych) tylko pcha się wraz z całą ekipą do bryczki, którą ciągnie jeden konik umęczony już przez cały dzień, to SZLAG MNIE JASNY TRAFIA!!!
Ja rozumiem, że dziecko ktoś chce przewieźć, że staruszkowie czy schorowani ludzie wsiadają, ale żeby zdrowi i w pełni sił pakowali się do powozów???? LUDZIE, ruch to zdrowie - dajcie sobie na luz!
Ktoś powie, zgłupiała baba - przecież koń musi na siebie zarobić! Rozumiem, ale nie eksploatacja maksymalna. Przejdź się człowieku na Morskie Oko sam, na włsnych nóżkach, pooddychaj, pokontempluj otoczenie, podziwiaj i miej szansę zatrzymać się na chwilę, choćby po to aby na trasie wśród drzew zobaczyć biegnącą sarnę......
Ehh, ludzie i ta ich konsumpcyjna natura....
Życzę tym wszystkim egoistom więcej empatii i miłości, zauważania potrzeb nie tylko tych własnych....
Pamiętajmy, że zwierzęta też czują.

sobota, 6 listopada 2010

I jak tu sie nie wkurzać???!!! Ciąg dalszy dramatu Malej Misi!!!


Kilka tygodni temu pisałam o suni, która trafiła do przytuliska po śmierci swego pana. Była u nas kilka tygodni. Być może byłaby do dzisiaj, a może miałaby już dobry stały dom, ale....

Historia tej suni wzruszyła pewną panią z daleka (ponad 400 km od nas), która bardzo chciała ją zaadoptować. I żeby nie było, że skoro tylko pojawił się ktoś na horyzoncie psiak została zapakowany i wysłany niemalże pocztą, żeby tylko go wypuścić z przytuliska. O NIE!!!
Były wielogodzinne rozmowy, poszukiwania kogoś zaufanego do kontroli domu przed adopcją, poszukiwanie transportu, zbieranie pieniędzy żeby Misia mogła pojechać, itd.

Dzięki zaprzyjaźnionym ludziom z sieci udało się nawiązać kontakt z fajnym człowiekiem, który poświęcił swój czas i odwiedził potencjalny dom w zakresie kontroli warunków oraz poznania pani, która była zainteresowana pomocą dla Misi.
Wszystko wyglądało cudownie, zarówno K., jak i ja byliśmy zadowoleni z kontaktu z panią E., z poziomu warunków jakie oferowała dla nowej podopiecznej oraz z jej świadomości z zakresu potrzeb zwierząt i jej serca dla nich (ma adopcyjnego psiaka i kotkę).
Wszystko układało się jak w bajce, super kobieta, super dom, super warunki, transport nawet już udało się dogadać, nawet pieniądze się uzbierały, bo są ludzie którzy chcą pomóc  w takich sytuacjach. Pani E. nie dokładała się do niczego, nic ze spraw "logistycznych" jej nie dotyczyło, a psiaka chciała jak najszybciej.
I stało się - Misia pojechała do nowego domu. Serce nam rosło z radości i nadziei, że kolejna bidulka dostała szansę i że jej los odmienia się na lepsze.
Pierwsze dni były troszkę trudne, ale psiaki w końcu jakoś się dogadały, komunikacja z kotem jest nadal niemożliwa do osiągnięcia (uprzedzałam o takim wariancie), ale oprócz tego okazało się że pani E........po dwóch tygodniach, jest już zmęczona opieką nad dwoma żywiołowymi psiakami, sprzątaniem po nich, problemami żywieniowymi, wyprowadzaniem na spacery po ogrodzie itd........ Usłyszałam, że się kobieta przeliczyła!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wytłumacz to temu stworzeniu człowieku, że masz go dosyć bo za bardzo pragnie być w centrum zainteresowania, bo walczy o pozycję, bo boi się kolejnej utraty kogoś kogo obdarza zaufaniem, bo.........

Zawsze powtarzam, żeby się 100000000000000000000000000000000000000 razy zastanowić, zanim przez dobre chęci wyrządzi się kolejną krzywdę!
I jak tu nie przeklinać, nie krzyczeć, nie kopać??? Jak tu być spokojną i zrównoważoną osobą, gdy ludzka bezmyślność bierze górę i to u dorosłych osób, mających (tak mi zdaje) poziom świadomości bardziej zaawansowany niż u małolatów???

Ogólnie rzecz ujmując, jesteśmy w punkcie wyjścia. Misia czeka na nowy dom, w którym będzie jedynym oczkiem w głowie swoich opiekunów. Sunia do czasu znalezienia domu pozostanie w Wielkopolsce.
Pomóżcie kochani zabrać ją tam, gdzie zazna spokoju i opieki na zawsze.