wtorek, 16 listopada 2010

Nienajłatwiejsze życie naszych milusińskich......


 
Dawno mnie tu nie było, ale choć czas płynie nieubłaganie moje spostrzeżenia nadal sprowadzają się w wielu przypadkach do smutnej konkluzji o nieskończoności ludzkiej głupoty, bezduszności i bezgranicznej chęci gapienia się na wszystko co wydaje się im zabawne....
W długi weekend miałam okazję odwiedzić dawno niewidziane Zakopane i ..... nic tam się nie zmieniło od mojego ostatniego pobytu jakieś 6 lat temu, nic na lepsze jak chodzi o los zwierząt (oczywiście), bo uciech dla ludzi jest od cholery i jeszcze trochę.
Ktoś powie, że puchate szczeniaki to tradycja, że muszą być w sprzedaży pod Gubałówką..... Ja rozumiem, że są chętni na małe śliczne pieski, ale czy zastanawia tych ludzi fakt w jakich warunkach trzymane są te zwierzaki, jak często rozmnażana jest suka, co za "niedźwiadek" wyrośnie z tej puchatej kulki i czy będą umieli odpowiednio zadbać o to stworzenie, gdy już przestanie cieszyć oko lub gdy zniszczy coś na podwórku.... Czy tak trudno jest zauważyć, że te psiaki są ściśnięte w kartonach, usłyszeć że piszczą ze strachu a może i głodu czy pragnienia??? Ciekawa jestem jakby zachowali się handlarze i ci durni ludzie, gdyby ich spakować w pudełka i pozwolić innym gapiom otoczyć ich szczelnym kordonem, niczym okupantowi szykującemu się do ataku...... jak czuliby się gdyby setki rozwrzeszczanych innych ludzi i piszczących z zachwytu dzieci wyciągały do nich ręce po kilka godzin na dobę.... gdyby były to ręce, które dawałby obietnicę zmiany losu na lepsze, a które później cofałyby się i znikałyby pozostawiając "eksponaty" w pudełkach na kolejne godziny tarmoszenia przez innych ciekawskich.....
Inny dramat rozgrywa sie na Krupówkach, gdzie rozliczni leserzy przy pomocy swoich podopiecznych zbierają na wino lub inne głupoty, które w efekcie mają służyć im, bo przecież nie psom, które za kilka groszy rzuconych do kapelusza wykonują "sztuczki". Oczywiście nie omieszkałam przyjrzeć się stanowi zdrowotnemu tych zwierzęcych "kuglarzy", poobserwować czy właściciele nie męczą tych psiaków, czy nie są głodne... Na szczęście kondycyjnie psy były w dobrej formie, były odżywione, były głaskane i delikatnie namawiane do wykonywania poleceń, miały swoje posłania, ale nie zmienia to faktu, że były wsadzone w tłum i hałas bez możliwości schronienia się przed tym całym rozkrzyczanym światem.
Inna tradycja, która wywołuje we mnie wkurzenienie, to bryczki i te na terenie Zakopca (czy innych turystycznych miejscowości) i te wiozące leniwców nad Morskie Oko!!!! Jak widzę upasionego młodego człowieka, który mógłby sam się przejść, tyle że nie chce mu się ruszyć (no może na kolejnego browca i porzadną michę zawlókłby to swoje cielsko - nie czepiam się puszystych) tylko pcha się wraz z całą ekipą do bryczki, którą ciągnie jeden konik umęczony już przez cały dzień, to SZLAG MNIE JASNY TRAFIA!!!
Ja rozumiem, że dziecko ktoś chce przewieźć, że staruszkowie czy schorowani ludzie wsiadają, ale żeby zdrowi i w pełni sił pakowali się do powozów???? LUDZIE, ruch to zdrowie - dajcie sobie na luz!
Ktoś powie, zgłupiała baba - przecież koń musi na siebie zarobić! Rozumiem, ale nie eksploatacja maksymalna. Przejdź się człowieku na Morskie Oko sam, na włsnych nóżkach, pooddychaj, pokontempluj otoczenie, podziwiaj i miej szansę zatrzymać się na chwilę, choćby po to aby na trasie wśród drzew zobaczyć biegnącą sarnę......
Ehh, ludzie i ta ich konsumpcyjna natura....
Życzę tym wszystkim egoistom więcej empatii i miłości, zauważania potrzeb nie tylko tych własnych....
Pamiętajmy, że zwierzęta też czują.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz