środa, 3 listopada 2010

Kola vel Ciri - jednak czasem Nadzieja wraca :-)))

 
Tak sobie myślę, jakie to życie ma kręte ścieżki - dramat przeplata się ze szczęściem, o ile uda nam się na nie trafić i dostrzec je (rzecz jasna). Bywa, że nie doceniamy tego co dobrego nas w życiu spotyka, a gdy to stracimy przychodzi refleksja, że przecież to było właśnie to czego szukaliśmy przez pół życia. Może to zbyt filozoficzne spostrzeżenia w odniesieniu do losów zwierząt (mógłby ktoś rzec), ale one też przeżywają swoje dramaty (porzucenia, bicie, krzyki, zamknięcia w schroniskach, głód, itd.), ale to już Wszyscy wiemy, bywa że one także dostają swoja kolejną szansę i pytanie jest tylko takie, czy ta szansa to faktycznie szczęście, które je spotyka (bo pytać czy ją wykorzystają właściwie nie możemy, wszak są to istoty zależne od nas - ludzi). W tym miejscu przedstawiam Wam Kolę vel Ciri :-))

Co do jej historii, to jak się znalazła na ulicy - nie wiemy. Gdy znalazłam ją w okolicy mojego osiedla (ponoć bywała wcześniej widziana w innym rejonie), była dość chuda, utykała (miała poranione poduszki na łapkach), ale nie wykazywała lęku przed ludźmi - była cudownie do nich nastawiona. Udało mi się namówić właściciela parkingu, na którym trzymałam auto, żeby ja wziął i o dziwo nie miał nic przeciwko temu :-)) Wraz z Panem Zbyszkiem (wielkie dzięki) dawaliśmy jej jeść, opatrywałam jej łapy, zrobiliśmy prowizoryczną budę z palet i grubych kartonów (rozwiązanie tymczasowe na kilka dni) i cieszyliśmy się, że sunia przychodzi i czuje się jak u siebie. Niestety nasza radość nie trwała zbyt długo. Kola powędrowała dalej, gdy tylko łapki jej się zagoiły i została odkarmiona. Wprawdzie pan Zbyszek odszukał ją, ale nie chciała wrócić - pomerdała ogonem i poszła dalej. 
Pewnie gdyby była docelowa buda i kojec, to szanse na przywiązanie się jej do nowego miejsca byłyby większe, ale z perspektywy czasu (pomimo jej dalszych dramatycznych losów) wyszło jej to na dobre.
Po kilku tygodnich okazało się, że sunia zamieszkała w tunelu dworcowym - akurat był tam remont i pracownicy oraz ludzie przechodzący tamtędy do pracy dokarmiali ją codziennie. Kola w tamtym właśnie miejscu urodziła małe. Miała 6 szczeniąt - przeżyły 2. Koleżanka zabrała ją z maluchami do siebie do czasu zorganizowania dla niej miejsca w przytulisku, w którym spędziła prawie 2 lata, czekając na swoją kolejną szansę. Kolcia została wysterylizowana, wyleczona, zaszczepiona, od niedawana była wyprowadzana na wybieg i na spacery na smyczy.
Szczerze mówiąc trochę straciliśmy nadzieję na poprawę losu dla niej i tu nagle niespodzianka!!! Pojawiła się na horyzoncie Zuzanna i Paweł!!!
Wielkie dzięki za to co jej ofiarowaliście!
Ciri (bo tak brzmi jej nowe imię) ma się świetnie i jest oczkiem w głowie swoich nowych opiekunów, oni dla niej pewnie też są całym światem :-)))
Na dowód przedstawiam fotkę z nowego, cudownego domu.
Kochani - raz jeszcze ogromne dzięki za to, że udaje się dzięki takim ludziom jak Wy odmieniać los zwierzaków, które inni skrzywdzili. Oby było Was więcej :-)))

 

1 komentarz:

  1. Ciri dalej szczęśliwa... ma się bardzo dobrze, dalej kocha wszystkich ludzi i jest najpiękniejszą suką na świecie :)

    OdpowiedzUsuń