środa, 6 października 2010

Rysia - kolejna porzucona, bez prawa do miłości?


Był ciepły, słoneczny lipcowy dzień 2009 roku. Nie pamiętam z jakiego powodu miałam dzień urlopu, ale chyba na szczęście się tak złożyło, że nie byłam w pracy.
Będąc gdzieś na mieście, dostałam telefon od mamy, że znalazła ślcznego, przyjaznego psa pod blokiem i żebym go odłowiła z ulicy, bo szanse na zakończenie żywota pod kołami samochodu ma prawie 100%-owe - chodzi za wszystkimi i bez pardonu przechodzi przez ruchliwą ulicę.
Jak sie później okazało, koleżanka widziała z okna jak wieczorem (dnia poprzedniego) podjechał samochód, otworzyły się drzwi,a kiedy pies wybiegł na skraj lasu (zadowolony, że pobiega), ukochany "opiekun" ODJECHAŁ Z PISKIEM OPON!!! To działo się tak szybko i w takiej odległości, że nie było szans na spisanie numeru rejestracyjnego.... znam to, bo sama goniłam auto po porzuceniu psa, ale niestety nigdy nie jest się gotowym na taka sytuację, a element zaskoczenia działa na niekorzyść zwierzaków... szkoda, że zwykle nie udaje się dorwać takich ludzi, bo chociaż manadat by gnojek jeden z drugim dostał, bo psa w życiu bym nie oddała dziadowi, który pozbywa się pupila ... po co??? żeby psina szpadlem w głowę dostała, albo skonała gdzieś przywiązana do drzewa????
Tamten dzień był dla mnie pewnym przełomem - to było moje pierwsze odłowienie z ulicy - nie ostatnie jak dotąd. Od tamtej pory zebrałam około 10 suk i 5 psów, ale ....
Wracając do Ryśki, bo tak dałam jej na imię(Krzycho woła do niej Ryszardo :-))), to faktycznie podjechałam zaraz po telefonie od mamy pod blok i zobaczyłam jak sąsiadki niosą wodę i jedzenie dla tej przylepy, a ta pierdoła leci do nich pędem przez ulicę między autami. ZGROZA!!!
Co było robić - biegiem do domu po smycz i obrożę mojego psa i podjęcie ryzyka - nie wiadomo jak się psiak zachowa, czy nie wpadnie w panikę, nie będzie gryzł, itd.
Na szczęście Rysia dała zrobić ze sobą wszytsko, nawet wsadzić się do auta :-))
Szczęśliwie się złożyło, że było miejsce w przytulisku - jakby czekało na sunię. W pracy zorganizowałam zbiórkę pieniędzy na sterylizację tej pięknoty. Akcja zakończyła sie sukcsem i we wrześniu Rysia została poddana zabiegowi.
Ryszarda podba się większości ludzi, którzy ją widzieli - jest słodka, kochana, przytula się, obskakuje człowieka - w zasadzie wiesza się na nim :-)), oblizuje i pragnie czułości i uwagi. Swoim wyglądem i prezentowaniem swoich walorów, urzekła pewną rodzinę w październiku 2009 roku. Ludziska twierdzili, że zakochali się Rysi - wcale się temu nie dziwiliśmy, bo jest naprawdę piękna,a nasza radość że będzie wreszcie miała swoją rodzinę była ogromna. Państwo ci prosili o "zarezerwowanie" suni i faktycznie odebrali ją na początku listopada (mieli przygotować dla niej kojec, itd.).
Po kilku dniach pojechałam z Anią na kontrolę warunków i ............. to co zastałyśmy doprowadziło mnie do czarnej rozpaczy!
Pies był przywiązany do płotu na krótkim łańcuchu, stał we własych odchodach, nie miał wody,a kojec który miał być zrobiny nie istniał!!! (na zdjęciu "buda").


Nie było z kim tego dnia rozmawiać, były tylko dzieci i ich babcia.
Następnego dnia rano, po zabraniu Krzyśka pojechaliśmy w komplecie po odbiór Rysi. Rozmowa przebiegła kulturalnie, acz w stanowczym tonie. Ludzie nie mieli żadnych argumentów!!! Rozbawił mnie pan, który stwierdził, że jeśli teraz ją zabieramy to on już żadnego psa od nas nie weźmie!! Idiota kompletny!!! Kto by mu dał kolejne zwierzę?????? Rodzinka jest na czarnej liście!!!
Kolejne miesiące Rysia spędziła w przytulisku, ale w kwietniu'10 pojawiła sie kolejna szansa i została zaadoptowana. Kontrola nie wskazywała na jakiekolwiek kłopoty. Rodzina była zadowolona, pies był radosny, wykąpany, pachący - szczęśliwy! Jednak po 1,5 tygodnia dostałam wiadomość, że postanowiono ją oddać, bo... mąż wyjechał do pracy,a pani nie radzi sobie z psem i dzieckiem! Szok!!! Trzeba było myśleć o takiej ewentualności wcześniej!
Ludzie - myślenie czasem boli, ale warto sięgnąć po Apap i podjąć się wysiłku umysłowego!!!
Kolejny raz doświadczyliśmy, a szczególnie Rysia - bólu ludzkiego kapryśnego charakteru, zmienności i szybkiego nudzenia się tym co nowe i piękne.
Zdaję sobie sprawę, że wielkość psa, jego żywiołowość mogą przytłoczyć i jeśli ktoś chce zamknąć tego psiaka w czterech ścianach i poświęcić mu tylko chwilę uwagi, to nie jest to pies dla niego. Potrzebny jest dom, w którym sunia będzie miała zapewnioną odpowiednią opiekę, sporą ilość ruchu i uwagi. Potrzebna jest MIŁOŚĆ i STAŁY DOBRY DOM, bo kolejne porzucenie zrujnuje psychikę tej przepięknej i nadal ufajacej ludziom - istocie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz